TOWER – „Uriel”

Tempo, które narzucił sobie Peter z TOWER po powrocie imponuje! Wydanie niepublikowanych nagrań („Raven”), wznowienie dwóch albumów zespołu, a teraz także całkiem nowe wydawnictwo. Czuć głód tworzenia, ale jak to się ma do samych produkcji?


O okazjonalnym „Raven” pisałem chwilę temu, każdy może się z tą recenzją zapoznać (TUTAJ), ale nie będę taki i napiszę to jeszcze raz: płyta podeszła mi pół na pół. Te niepublikowane utwory jak najbardziej trafiły w mój gust, remiksy starych mniej, głównie dlatego, że zrobił się z tego zupełnie inny gatunek muzyczny (heh). Tymczasem żądny prawdziwego powrotu TOWER sięgnąłem po „Uriel” i… szczęka mi opadła. Nadal słychać tę fascynację Piotra do dźwięków wytworzonych przez komputer, ale tym razem to nie jest wcale takie „beee”. Płyta brzmi spójnie, choć jest zlepkiem różnych sobie tonów. Jest na „Uriel” sporo smaczków, którymi stał już drugi długograj TOWER. Powiedziałbym nawet, że mimo upływu ponad dwudziestu lat milczenia ze strony kapeli nowa płyta pasuje mi jako kontynuacja „Mercury”. Nie, że zaraz może rozwinięcie, ale na pewno coś, co rok, dwa, no niech tam nawet trzy po wydaniu „dwójki” byłbym w stanie zaakceptować. Absolutnie!

Odnajdziemy tu sporo ciekawych elementów, raz baśniowych (np. w świetnym „Diabolical”), innym razem orientalnych („Mortal” i tytułowy „Uriel”). Nie słychać też, że komponowanie spoczywa w rękach samego Piotra, a jedyne do czego mógłbym się przyczepić to delikatny chaos w kilku momentach. To jednak jest nic, kiedy nadchodzi „From There”. Zauroczyłem się tym utworem. Chyba dawno nie słyszałem tak genialnej kompozycji, tak cudownie brzmiącej i naładowanej emocjami. Już wiem (z wywiadu z Piotrem), że utwór ten ma dla niego szczególne znaczenie. Jeśli tak – pięknie te swoje uczucia wyraził. Kto tak potrafi? Geniusz?

Reasumując – Piotrze, gdybyś te stare utwory, które znalazły się na „Raven” poddał takim przeróbkom, szpikując je elektroniką z dozą zbliżoną do zawartości „Uriel” to złego słowa bym o nich nie pisnął. Mam wyrzuty sumienia, że może niesprawiedliwie tę środkową część „Raven” potraktowałem, bo to może świadczyć, że mam wątpliwości co do reaktywacji TOWER. Nie mam! Dobrze, że jesteś z powrotem! A, i pamiętaj, że dla mnie „Uriel” to prawdziwe arcydzieło! Najlepsze w (za)krótkiej dyskografii zespołu. Czekam już na kolejną płytę!

TOWER – „Uriel”
LP 2021, GS Productions

Najnowsze

Related articles