Nie będę ścimniał, że na powrót TOWER jakoś specjalnie czekałem. Dwadzieścia lat temu zespół miał niemałe grono swoich odbiorców, ale chyba gdzieś tam zaczynał ulatniać się ulatniać z pamięci „starych” metalowców, a młodzi – jak już docierali do „The Swan Princess” czy „Mercury” to pewnie dlatego, że ojciec albo matka mają je na półce. Tymczasem Peter, założyciel i lider kapeli, postanowił wrócić. Ale czy to dobra decyzja?
Gdybym miał comeback TOWER oceniać tylko po tej płycie, zapewne czułbym mały niedosyt, a może lekkie rozczarowanie. „Raven” to zbiór nagrań niepublikowanych i kilka przeróbek starych utworów. O ile te stare, nieznane dotąd numery sprawiają, że powinienem żałować odejścia TOWER w niebyt to nowe wersje znanych (i lubianych) utworów każą mi myśleć nieco inaczej. Pewnie Piotrze byśmy na siebie nie trafili, gdybyś postanowił pójść tą drogą po 2000 roku. Ale do rzeczy…
Pierwsze dwa tracki na płycie to jest coś pięknego. Mocne i przede wszystkim death metalowe! Gdyby to poszło w tę stronę to dziś TOWER byłby potęgą. Serio! Delikatnie czuć w nich jeszcze klimat „Mercury”, ogólne wrażenie zmian jest jednak mocno słyszalne. I dziwię się trochę Peterowi, że utwory z sesji, która miała miejsce w 2000 roku, kisił tak długo. No, ale mamy za to teraz wspaniałe rozpoczęcie albumu wspominkowego. Jeśli ktoś miałby wracać to tylko tak! Natomiast im dalej w las, tym robi się coraz chłodniej…
Być może coś ze mną nie tak, bo nie czuję tych przeróbek. Nie nazwę siebie ortodoksem, ale żeby aż tak odjechać? Szok! DJQLHEAD zaserwował nam jakieś transowe jazdy i podróż w kosmos, ale nie w stronę Merkurego, a w kompletnie przeciwnym kierunku. Aaaaa! Już wiem skąd ten chłód! Przecież my oddalamy się od Słońca! Ale to tylko wydawnictwo okazjonalne, więc potraktuję „Raven” jako ciekawostkę. Zważywszy, że wydaniu tej krótkiej płyty towarzyszy odświeżenie dwóch starych albumów TOWER i całkiem nowy, nad którym zaraz się będę pastwił. Ale zanim to nastąpi czeka na mnie jeszcze jeden utwór dotąd niepublikowany, a który dla kogoś, tak jak dla mnie, może być okazją do refleksji. Otóż zamykający „Raven” utwór „Sleeping Bag” podjechał mi pod PROPHECY, czym przypomniał o Szymonie Czechu, który razem z Leszkiem „Shambem” Rakowskim wsparł Petera dwadzieścia lat temu w studiu. To se nevrati, jak mawiają… Czesi. Na szczęście Szymon (R.I.P.) był na tyle aktywny, że pewnie raz na jakiś czas będziemy poznawać dzieła, w których brał udział. A może Piotr ma coś jeszcze w archiwum, hm? Niech się rehabilituje za tę techniawkę w środku płyty (haha).
Podsumowując – „Raven” to dobre przetarcie pod nowy album i przypomnienie o sobie. Powrót zapowiada się wielce obiecująco. A ja już odpalam „Uriel”.
TOWER – „Raven”
LP 2021, GS Productions