SAN QUENTIN – „Ściana”

Czasem choćby nie wiem jak człowiek chciał, nie da rady być obiektywnym. A ja tym razem postaram się jednak, mimo, że zespół znam dość dobrze, a i określenie „ziomki” wcale nie będzie przesadzone. Poza tym w pewnym sensie byłem blisko kiedy przechodził przemianę z wychudzonego wilka w dorodnego basiora. Mimo wszystko spróbuję…


…Ale obiecuję, że będzie krótko, bo mamy tu do czynienia z krótkim materiałem. Singiel „Ściana” to przedsmak pełnego albumu mazurskiej formacji, w zasadzie dwa numery wyjęte z całości i… Panowie – nie wiem co powiedzieć! Naprawdę! Kiedy się poznaliśmy byliście inną kapelą. Nieopierzoną, bez sprecyzowanej tożsamości i chyba jeszcze szukającą swojej drogi. Swą twórczość, niekoniecznie radosną, określaliście mianem mieszanki rocka, punka, metalu i nie jestem pewny czy nie czegoś jeszcze. Dziś jesteście już konkretnym materiałem na rasowy rock-band!

Tyle do nich, teraz o nich. Widać, że chłopaki nie przespali okresu pandemii, a czas kolejnych lockdownów i przetaczających się fal przesiedzieli w salce prób. I bynajmniej nie po to, by piwkować. Efektem pracy w „próbowni” był wypad do warszawskiego Studia u Marchewy, gdzie od marca do maja zrealizowali utwory na pełnometrażowy debiut. Sądząc tylko po tych dwóch numerach chyba zaryzykuję opinię, że dobrą robotę odwalił Marcin Mackiewicz. Poczekam oczywiście na cały materiał, ale „Ściana” i „Nowy dzień” to kawał mięcha. Obydwa utwory brzmią bardzo dobrze i tu mała uwaga. Zawsze powtarzałem znajomym grajkom, którzy tułali się po salach prób czy nawet pseudo-studiach i nagrywali demówki na „setkę”, że nie ma to jak solidne warunki! Blisko dwa lata temu SAN QUENTIN też nagrywał w zaimprowizowanych warunkach EP „Wstań i Walcz” i dziś chyba muzycy sami słyszą przepaść, jaka różni obydwa wydawnictwa. Wyłączając już, że zespół przeszedł roszady personalne i muzycznie dojrzał, wizyta w normalnym studiu była ich najlepszą decyzją. Dzięki temu słyszę, że bas i perkusja GRAJĄ ze sobą, wokal jest czytelny i czysty, a solówki to już w ogóle poezja. SAN QUENTIN nie jest już zespołem trochę punkowym czy trochę metalowym. To czysta, solidna rockowa machina, która na razie dała nam tylko przedsmak czegoś wielkiego. Panowie, czekam na pełny album i wierzę, że nie pokazaliście mi jeszcze tego co macie najlepsze!

Ale, ale… Jeszcze chwilka. Dostałem podobno pierwszy egzemplarz singielka i co widzę? Świetnie wykonana ręczna robota, oprawa godna zawartości. Gdybym kiedyś wydawał swoją muzę (buahahaha, żartowałem) raczej skorzystałbym z możliwości i pomysłów Pawła Nałysnika z Do It To Yourself. Chłop stanął na wysokości zadania i tak jak zespół w składzie: Mariusz Górski – śpiew, Michał Czelij – gitara, Mariusz (żebym sobie języka nie połamał) Predenkiewicz (dałem radę poprawnie napisać?) – bas i Maciej Nałysnik – perkusja oraz realizator Marcin Mackiewicz, zasługuje na pochwałę.

PS. No i nie było krótko…

SAN QUENTIN – „Ściana”
SP 2021, wyd. własne

Tracklista:

  1. Ściana
  2. Nowy dzień

Najnowsze

Related articles