Jak to mówią najciemniej bywa pod latarnią. Zdarza się, że za miedzą, po sąsiedzku pogrywa fajna kapela, a my nawet nie wiemy o jej istnieniu, bo np. nie mamy wspólnych znajomych na fejsbuku (heh). Ale śmichy-chichy taką sroką, która wyskoczyła spod ogona – a raczej zespołem, który wyskoczył tej sroce? – jest giżycki MYRKÁLFAR.
Chłopaki mieszkają ledwie pół godziny jazdy ode mnie (uwaga, przelicznik nie dotyczy furmanki), a mimo to trafiłem na nich dopiero na początku roku, przez przypadek. Po prostu nazwa wyświetliła mi się gdzieś, zapewne na fejsbuku (bo gdzie indziej?) i pewnie nie raz, zanim mnie zainteresowała. Tymczasem kiedy już wszedłem, obczaiłem zespół i podreptałem z pytaniami. Muzę przysłali na CD po jakimś czasie, ale miałem ją już osłuchaną kilkukrotnie. I właśnie teraz przyszedł czas zmierzyć się z twórczością duetu z Giżycka w formie pisanej…
Najpierw wyznanie. Kiedy szykowałem się do tej recenzji, a pokornie wyznaję, że podchody trwały kilka miesięcy, zastanawiałem się za co by tu ich „objechać”. Dumałem, dumałem i… nie wydumałem. Bo tu nie ma specjalnie za co do chłopaków się przywalać. Muza na „Aldar Rök” jest jeszcze trochę toporna, nad brzmieniem trzeba popracować (czyt. zadbać o lepsze warunki niż hometrading), ale same numery na debiucie są całkiem, całkiem. Otwierający „Beyond The Ancients” zaczyna się dość mozolnie (a może to intro?), ale potem utwór wpada na obroty i fajnie się rozkręca, by po chwili jednak zwolnić. Pojawiła się też jakaś melodia w utworze, a końcówka to znów tempo charakterystyczne dla death metalu. Choć to nie jest czysty death metal. W tych czterech utworach czuć też delikatny posmak black metalu, a najbardziej nawet viking metalu, który na Mazury widocznie musiał przywędrować z jakimś północnym wiatrem.
Drugi track „Blackened Tears, The Veil Of Time” jest już bardziej smolisty. Powolne wejście, majestatyczne wręcz i znów fiordy, które chyba nie powinny dziwić w muzyce kapeli z „nordycką” nazwą. Powolnie i z powiewem Północy przetacza się też trzeci na płytce „Hel”. Naiwnie pomyślałem „o, mają chłopaki też jeden numer po polsku”, ale rozwiali moje wątpliwości w bezpośredniej rozmowie (do przeczytania TUTAJ), tłumacząc, że to kawałek o krainie umarłych, która jest jednym z dziewięciu światów nordyckich. Czyli ani piekło (bez jednego „L”), ani półwysep (co by nie było bliżej z Helu na Islandię niż z Mazur), ani tym bardziej „śmieszny gaz”.
Epkę „Aldar Rök” kończy „Ragnarok”, czyli znów Wikingowie górą. Podsumowując – przez te 20-21 minut z MYRKÁLFAR nie nasłuchamy się death czy black metalu. Wysłuchamy za to dwójki młodych zapaleńców, którzy w dobie pandem(on)icznego siedzenia w domu, zgotowali nam kilka utworów w stylu starego ENSLAVED. Band ten tworzą: Mateusz Szyłak – obsługujący wokal, gitary i bas oraz Szymon „Giant” Madziąg grający na bębnach i instrumentach ludowych. Z tego co do mnie dotarło panowie szykują coś nowego, więc zerkajcie w/na ich stronę. Szukajcie też „Aldar Rök”, które może nie jest specjalnie odkrywcze, ale warte grzechu. To znaczy odsłuchu.
MYRKÁLFAR – „Aldar Rök”
EP 2021, wyd. własne
https://www.facebook.com/myrkalfar/
https://myrkalfar.bandcamp.com/