OBEJRZANE: „American Valhalla”

Mimo, że ten film ma już cztery lata, to odkryłem go dopiero teraz. Musiałem go obejrzeć. To, co muzycznie zrobili w 2016 roku Josh Homme i Iggy Pop było dla mnie niesamowitym przeżyciem artystycznym. Teraz zobaczyłem kulisy ich współpracy.


„Post Pop Depression” to dla mnie jedna z najlepszych płyt w dyskografii Iggy’ego Popa. Artysty nietuzinkowego, oryginalnego, charakterystycznego. Przez wielu uważanego za ojca chrzestnego punk rocka. Ale Pop nie byłby Popem, gdyby trzymał się tylko jednego gatunku. Do pracy nad tą płytą zaprosił innego muzycznego wizjonera – Joshuę Homme’a (ex- KYUSS, QUEENS OF THE STONE AGE). Ten przyciągnął ze sobą klawiszowca Deana Fertitę (QUEENS OF THE STONE AGE i THE DEAD WEATHER) oraz perkusistę Matta Heldersa (ARCTIC MONKEYS). Ten skład nie mógł stworzyć byle czego. Ale o płycie być może kiedy indziej…

Iggy Pop

Miało być o filmie. Już sam tytuł „American Valhalla” to nic innego, jak tytuł jednego z utworów na płycie. Reżyserii podjął się Homme przy wsparciu Andreasa Neumanna. Scenariusz tego dokumentu stworzył Joss Crowley. Od razu jednak dodam, że nie jest to obraz przedstawiający powstanie wydanego w 2016 roku albumu „Post Pop Depression”. Scenariusz to nie koncepcja w stylu „stworzyliśmy materiał, weszliśmy do studia, nagrywaliśmy to tak i tak, i generalnie było super”. Nie ma tu śmiesznych gagów z nagraniowej sesji, czy wspólnego picia piwa wieczorami.

Są za to dwie OSOBOWOŚCI. To spotkanie fana (Homme) ze swoim idolem (Pop). Lider QOTSA sam przyznaje, że jeździł przez pustynię na deskorolce słuchając z walkmana kaset tej ikony rocka. Z drugiej strony mamy tu spotkanie dwóch nietuzinkowych muzyków, których łączy coś więcej niż zwykła miłość do rock and rolla. To chęć nieograniczonego niczym tworzenia, popuszczania wodzów muzycznej wyobraźni. Łączy ich też filozoficzne spojrzenie na życie, na szarą rzeczywistość. Więcej tu mamy wypowiedzi o przemijaniu, upływającym czasie, nieśmiertelności. I oczywiście o tym, jak w tym wszystkim odnajdują się nasi bohaterowie – muzycy.

Na uwagę zasługuje szybkie, jak na dokument tempo i intrygujący montaż. To powoduje, że film w samym już odbiorze nie jest nużący. Dysputy i rozważania nad artystyczną formą dają do myślenia. Pokazują też, że to, co słyszymy na „Post Pop Depression” nie jest „piosenkarstwem”. To przepływ wspólnych muzycznych inspiracji i życiowego doświadczenia obu panów. Są fakty, są rozważania i jest oczywiście muzyka. Ta ostatnia zestawiona z wypowiedziami muzyków nabiera jeszcze bardziej mistycznego znaczenia.

Nic więc dziwnego, że od razu po obejrzeniu filmu sięgnąłem ponownie po „Post Pop Depression”. I miałem wrażenie, że zupełnie inaczej odbieram jej przekaz. Wam też taki eksperyment polecam: najpierw płyta, potem film, potem znów płyta… Gwarantuję, że się nie zawiedziecie. A dla fanów Homme’a i Popa to absolutny mus.

Najnowsze

Related articles