RAINFORCE – „Almost Holy”

Uwielbiam spotykać pozytywnych ludzi. Kocham też odkrywać nową muzykę – ci, którzy mnie znają wiedzą, że mam wielką słabość do metalowej muzyki chrześcijańskiej. I czy to nie cud, że pojechałam do Szwajcarii i dostałam w prezencie płytę zespołu RAINFORCE, o którym będzie dzisiejsza recenzja? Dla mnie zdecydowanie tak.


Czasy covidowe są już dziś niemal całkowicie zapomniane, ale to była klęska dla wszystkich muzyków. Bez szans na jakiekolwiek koncerty. Zamknięte studia nagraniowe i sale prób. To musiał być szczególnie ciężki okres dla Rainforce, oficjalnie występującego w barwach Szwajcarii, ale mającego skład międzynarodowy, częściowo nawet…maltański. Jednak muzyka, która rodzi się w sercach ludzi zawsze musi znaleźć ujście, by płynąć dalej, dlatego wiele zespołów nie poddało się w tym trudnym czasie i skupiło na tym, na czym było można – tworzeniu nowych numerów, a potem nagrywaniu. To samo przydarzyło się Rainforce. Dlatego w 2024 otrzymaliśmy album „Almost Holy”.

Rainforce

Składa się on z 11 kompozycji, utrzymanych w starym, dobrym hardrockowym stylu, momentami zbliżającym się do heavy metalu. Tym, co poraziło mnie od pierwszego przesłuchania, była nieprawdopodobna radość zawarta w tych tych wszystkich dźwiękach, której niesamowitej mocy nic nie może zatrzymać. Bardzo melodyjne refreny, śpiewane przez Jordana – właściciela silnego wokalu o sporej skali, potężne surowe riffy gitar, na których grają Michael i Andy, soczysta praca perkusji Benjamina oraz pewnie sunący po dźwiękach bas w rękach Jana to mocne punkty tych utworów. Warto również wspomnieć o tekstach – muszę przyznać, że dawno nie czytałam czegoś tak genialnego w swej prostocie – przystępnym językiem poruszanych głębokich kwestii dotyczących wiary i życiowych wartości. Choć w sumie nie powinno to dziwić, w końcu Andy La Morte bazuje na Ewangelii i osobistym doświadczeniu, z pewnością opartym o głęboką modlitwę.

Zadaje również pytania o to, co ważne, chcąc abyśmy trochę pomyśleli, ukazuje walki na drodze wiary, pisze nawet manifest zespołu, dlaczego robią to co robią, opowiada historie z Biblii, sięga do Psalmów i Ewangelii. Byłam szczerze głęboko poruszona niektórymi z nich. Andy ma wspaniały talent, żeby pisać o rzeczach ważnych w prostych słowach, zrozumiałych dla wszystkich w taki sposób, że czytelnik może oddychać Ewangelią i Duchem Świętym. Po wysłuchaniu muzyki i wczytaniu się w słowa zrozumiałam również dlaczego właściwie na okładce pojawił się… kogut? Musicie przyznać: to mało metalowe! Chyba, że… to blaszany kogucik na dachu budynku, blisko nieba, albo budzący ludzi ze snu… dobrze zrobione!

Moje ulubione numery na tej płycie to „Rockin’ through the night” i „Just another song” – oba przynoszące pozytywny nastrój, które można odtwarzać w kółko, a i tak się nie znudzą. „John the Baptist” i „In the fires” są jak huragan przybywający z intensywnymi riffami, przyprawiającymi o gęsią skórkę. Z kolei „I believe” mógłby śmiało znaleźć się na którymkolwiek albumie Black Sabbath. Mamy tu również zgrabną balladę „Fortress of hope” przypominającą najlepsze dokonania tuzów lat 80-tych i 90-tych, jak „Patience” Guns ‘N’ Roses. Rainforce zaprosił również kilkoro gości specjalnych do współtworzenia tego albumu oraz dodania całości niepowtarzalnych smaczków.

„Almost Holy” to przyjemna, rzetelna płyta wypełniona ogromnym ładunkiem radości, czystego rock’n’rolla, wnoszącego w życie sporo energii. To słychać, że bycie razem i komponowanie jest wielkim skarbem tego zespołu, co sprawia im wielką satysfakcję. Szkoda, że  z uwagi na odległość nie mogę wybrać się na ich koncert, ale kto wie, może pewnego dnia zawitają do Polski? Życie potrafi nas całkiem często zaskakiwać, tak jak zaskoczyło mnie tym albumem.

Alina Lewandowska (FB: https://www.facebook.com/ilovewhatihear)

Najnowsze

Related articles