Czasami słuchając muzyki przy pisaniu recenzji mam problem – ciężko połączyć machanie głową z klepaniem w klawiaturę. Tak właśnie mam od jakiegoś czasu próbując napisać coś o ostatniej płycie ROADHOG.
Zespół już od ponad 10 lat całkiem udanie podbija rodzimą (i nie tylko) heavy metalową scenę. Poprzednie dwa albumy spotkały się z ciepłym przyjęciem i dobrze zwiastowały rozwój zespołu. Mówi się, że to trzecia płyta jest dla kapel najbardziej przełomowa i „ustawia” ich dalszą drogę. Tak było m.in. z IRON MAIDEN, METALLIKĄ czy SLAYEREM. I czuję, że podobnie może być z ROADHOG. Ale po kolei…
„Gates to Madness” to ok. 35 minut do bólu klasycznego heavy metalu z elementami speed. Nie brakuje też nawiązań do klimatów amerykańskiego power/epic czy nawet thrash metalu. Kompozycje są dojrzałe, różnorodne, z dużą dozą przebojowości. Płytę wyróżnia fakt, że zaśpiewało na niej trzech różnych wokalistów. W dodatku każdy z nich dysponuje inną barwą, ekspresją. Przyznam, że dziwny to zabieg, ale bardzo intrygujący. Już pierwszy utwór tytułowy pokazuje, jak wysoko zespół wiesza sobie poprzeczkę. Czuć tu powiew IRON MAIDEN z domieszką amerykańskich brzmień z lat 80-tych. I to pierwszy moment, kiedy łapię się na tym, że zaczynam w pewnych momentach lekko ruszać głową. Utwór oparty na ciekawej linii melodycznej jest okraszony świetną, rasową solówką. To również pierwszy utwór, w którym gościnnie śpiewa Francuz Bertrand Gramond (PHENIX). Robi to z intrygującą, zadziorną chrypą. W kolejnym „Gypsy’s Curse” do głosu dochodzi Krzysiek Tabor. Jego basowe rzemiosło jest bez zarzutu. Wokalnie daje radę, ale momentami mam wrażenie, że w tym utworze wypada odrobinę zbyt siłowo. W „Unleashed” za mikrofon powraca Francuz i utwór od razu nabiera żywszego klimatu. Klasyczne riffy, perkusja dająca momentami na dwie stopy, świetnie pracujący bas do tego chrypa i momentami dickinsonowskie zaśpiewy Gramonda. Miód na moje muzyczne serce. Ciężko, szybko i z kopyta jest w „Surreal Overdose”. Gdzieś tu pobrzmiewają echa amerykańskiej sceny, momentami przypominam sobie o takim zespole, jak np. ARMORED SAINT. I nawet ta siłowa maniera Tabora przestaje mi tu całkowicie przeszkadzać. W momencie, kiedy dochodzi do świetnej solówki jestem już „kupiony”, a moje stopy pod biurkiem już same „robią” centralę… Potem dostajemy przebój. Tzn. „Misery Loves Company” byłby przebojem jakieś 40 lat temu. Teraz niestety refren będzie śpiewany na koncertach w małych klubach, a nie dużych stadionach. Szkoda, bo to naprawdę świetny numer. W „Enemy By My Side” za mikrofon chwycił Tymek Jędrzejczyk (m.in. RAGEHAMMER). Wprawdzie nie śpiewa on tu tak „piekielnie”, jak w swojej macierzystej kapeli, ale mimo to wciąż zachowuje charakterystyczny dla siebie pazur. Tak, on swoim głosem miażdży wrogów metalu. Utwór nie ma takiej melodyjności, jak wcześniejsze, ale znakomicie sprawdza się do headbangingu – sprawdziłem. Taki epicki doom na speedzie. Mimo to najcięższy na płycie wydaje się być niemal thrashowy „Masquerade”, chociaż solówki nadają mu sporo melodyjności. A na koniec wisienka na torcie – „Be Careful What You Wish For”. Genialna kompozycja, z wieloma aranżacyjnymi smaczkami i znakomitymi wokalami gościa z Francji. Ja nie wiem gdzie się ten facet chował przez lata, że nie jest w tej chwili jasno świecącą gwiazdą na heavy metalowym panteonie. On w niczym nie ustępuje tym największym i najlepszym wokalistom. Utwór trwa niemal siedem minut i zarówno on, jak i instrumentaliści pokazują tu wielką klasę, w rozbudowanej i różnorodnej, ale nie „przegiętej” kompozycji. Tak, takich klimatów chce się zdecydowanie więcej.
Podsumowując – świetna, dojrzała, różnorodna płyta. Bardzo się cieszę, że nasza rodzima scena heavy rośnie w ostatnim czasie w siłę. Jeśli dalej będą powstawały takie płyty, jak „Gates of Madness” to o jej przyszłość jestem spokojny.
ROADHOG – „Gates to Madness”
LP 2022, Ossuary Records