FRONTAL CORTEX to olsztyńska grupa grająca szeroko pojętego rocka progresywnego. Zespół powstał w 2015 roku w Olsztynie i ma na koncie album zatytułowany „Passage”.
Przyznaję się, że trochę ta recenzja przeleżała u mnie w „szufladzie”. Jej pierwotną wersję „popełniłem” w lipcu 2019 i to też kilka miesięcy po premierze płyty. Teraz wróciłem ponownie i do swojej starej „recki” i do „Passage”. Pisanie recenzji kilka miesięcy po premierze wyszło mi na dobre, bo mogłem spojrzeć na zawartość płyty z innej perspektywy, z zupełnie innymi emocjami. I w sumie teraz, w 2021 roku niewiele w moim odbiorze się zmieniło.
Debiutancki album olsztyńskiej grupy ukazał się pod koniec 2018 roku. Czy aby na pewno olsztyńskiej?. Wokalista i basista Grzegorz Gołaszewski oraz jego brat, gitarzysta Łukasz pochodzą z Reszla (pow. kętrzyński). Drugi gitarzysta Rafał Piegat i perkusista Bartek Kukuć są rodem z Kętrzyna. Mało tego – kilkanaście lat temu w Kętrzynie działał zespół z Rafałem i Bartkiem w składzie o nazwie… FRONTAL CORTEX. Ale to już zupełnie inna historia, znana tylko bacznym i wieloletnim obserwatorom mocno lokalnej sceny. A dlaczego o tym wszystkim wspominam. Taka moja „prywata” – sam jestem rodowitym kętrzynianinem.
Kiedy pierwszy raz „odpaliłem” „Passage” od razu w mojej głowie pojawiło się jedno słowo – TOOL. Nie ma co ukrywać. Muzycy czerpią garściami z dokonań tej legendarnej już, amerykańskiej grupy. Czy to źle? W sumie jak brać wzorce, to tylko od najlepszych. „Frontale” wstydu nie przynoszą, a po upływie czasu od pierwszego słuchania stwierdzam, że skojarzenia nie są irytujące. A jeśli już o skojarzeniach mowa, to słychać, że twórczość RIVERSIDE czy PORCUPINE TREE też nie jest chłopakom obca. Bardzo pozytywnie zaskakuje mnie wokalista. Ma naprawdę fajną barwę i potrafi „zrobić” klimat. Muzycznie nie brakuje smaczków. Od otwierającego płytę „Intro” po kończący album tytułowy „Passage”. Przede wszystkim nie jest monotonnie. Płyta ma bardzo dobre brzmienie, są zmiany tempa, „połamańce” i gitarowe „perełki”. Tam gdzie trzeba jest ciężko, a gdzie indziej delikatnie i subtelnie. Nie zmienia to faktu, że kompozycje stanowią wspólną całość. Nie jest to album wybitny. Ameryki nie odkrywa. TOOL też już raz został odkryty. Słucham jednak „Passage” z przyjemnością i lekkością.
Co warto dodać – chłopaki w czasach przed „koroną” byli bardzo aktywni koncertowo. Grali niemal po całym kraju. Pojawili się m.in. w Toruniu na Festiwalu Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego u boku BELIVE czy w olsztyńskim amfiteatrze przed ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA CLASSIC. Przyznam, że to ostatnie połączenie mnie zaskoczyło. Prędzej usłyszałbym ich przed takim np. RIVERSIDE niż u boku wykonawców takich utworów, jak „Rock and roll is king”. Liczę, że jak najszybciej uda im się powrócić na koncertowe sceny Ja na ich koncert chętnie wpadnę. I czekam niecierpliwie na nową płytę. Podobno ma być zupełnie inna niż passage.
WOJTEK