Mam problem z tą płytą. Poprzedzająca ją ep-ka narobiła mi wielkiego apetytu. I muszę przyznać, że trochę się zawiodłem… Ale nie dlatego, że „Cyberblade” to zła płyta. Co to, to nie. Zresztą – przeczytajcie sami. A potem i tak posłuchajcie debiutu SHADOW WARRIOR.
Wydana w 2019 roku ep-ka „Return Of The Shadow Warrior” wzbudziła mój zachwyt. Zresztą możecie o tym przeczytać tutaj:
Narobiła niezmiernego apetytu. Byłem bardzo ciekaw w jakim kierunku potoczy się rozwój kapeli. Przełomowym momentem było wydanie jesienią 2020 nakładem Ossuary Records debiutanckiego albumu zatytułowanego „Cyberblade”. Co dostałem? Konkretną dawkę solidnego heavy metalu. Zespół dalej idzie w swoje japońskie klimaty nie odcinając się jednak od klasyki brytyjskiej spod znaku IRON MAIDEN czy JUDAS PRIEST, a nawet Amerykanów z MANOWAR. Czuć też wciąż wpływy młodszych przedstawicieli gatunku, np. ENFORCER czy SKULL FIST.
Wciąż niewątpliwym atutem zespołu jest wokal Ani Kłos. Potrafi być dzika i drapieżna, ale też umiejętnie wpasowuje się w melodie. Dzięki niej muzyka nabiera sznytu, który ja osobiście lubię – takiego trochę niewygładzonego, szorstkiego. Dziewczyna zdecydowanie ma gardło. I wie jak go używać.
Zespół od początku nie bierze jeńców. Od otwierającego numeru tytułowego jest szybkie tempo. A już drugi „Demolition Hammer” zdemolował wielokrotnie moje głośniki (i uszy moich sąsiadów). I mógłbym wymieniać każdy utwór. Że w „Iron Hawk Rising” ciary mam słuchając gitary solowej. Że riffy w każdym kawałku są mięsiste. Że „Demon’s Sword” brzmi jak cover MANOWAR (dla jasności – to komplement!). Że refren „Headless Riders„ przy każdym odsłuchu śpiewam razem z Anią. Nie będę jednak się rozwodził. Ta płyta nie ma gorszych numerów. Jest bardzo równa i bardzo solidna.
Problem w tym, że te wszystkie rzeczy słyszałem już na wcześniejszej ep-ce. Owszem, dostałem tu naprawdę fajne, konkretne kawałki. Nieraz przy słuchaniu moja głowa łapała odpowiedni rytm. Z drugiej strony też nie spodziewałem się jakichś rewolucji w stylu np. dorzucenia klawiszy czy zmiany stroju gitar. Liczyłem jednak na to, że zespół bardziej rozwinie kompozycyjne skrzydła. A tymczasem wciąż mam wrażenie, że ekipa się jeszcze trochę „chowa”, że jeszcze wszystko przed nimi. Bo że potencjał jest, to nie podlega dyskusji. Podobnie jak to, że muzyka może się podobać i się podoba. Japończycy podobno są tą kapelą zachwyceni. Ja liczę, że zachwycę się jeszcze bardziej kolejnym albumem, a do „Cyberblade” i tak będę co jakiś czas powracał. I nawet będę przymykał oko (a w zasadzie… ucho) na kulejącą momentami produkcję.
Aha – wciąż podtrzymuję swoją opinię, że SHADOW WARRIOR to jedno z lepszych zjawisk jakie wydarzyło się w ostatnich latach na polskiej scenie heavy metalowej. I liczę, że swoją opinię potwierdzę w końcu na jakimś spotkaniu koncertowym.
P.s. dla lubiących liczby. Gdybym miał tej płycie wystawić szkolną ocenę to wahałbym się między solidną 4+ a nawet skłaniałbym się do 5-.