Free Porn
xbporn

Peter/TOWER: „Uriel” jest albumem, który zawsze chciałem zrobić

TOWER to zespół, z którego na Warmii i Mazurach byliśmy dumni. Zespół rozpoczynał w połowie lat dziewięćdziesiątych jako GOTHIC FLOWERS. Sporo ludzi ich w tamtym okresie poznało i polubiło. Dwa dema zebrały porządne noty u recenzentów, aż nadszedł czas zmian. Najpierw zmieniła się nazwa na TOWER, a potem także muzyka. Z gothic/death/doom kapela odpływała w mocniejsze tony. Jeszcze „The Swan Princess” łączyło coś z gotykiem, ale już „Mercury” brzmiało mocniej, choć nadal „w klimacie”. Po wydaniu drugiej płyty zespół zniknął, na szczęście Piotr Kolleck nie dał za wygraną. W zasadzie w pojedynkę nagrał niedawno nowy materiał „Uriel”, wygrzebał starsze nagrania i tak oto mamy jeden z ważniejszych powrotów w tym roku! Piotr sam zresztą opowie o wszystkim w szczegółach…


Piotr, strasznie długo się zbierałeś do powrotu. Co cię ostatecznie zmobilizowało do reaktywacji TOWER?

Witaj. Tak, trochę to trwało. Prawdę mówiąc przez te 21 lat nigdy nie przestałem o tym myśleć, szukałem ludzi, ale bez większego powodzenia. Zresztą było jeszcze codzienne życie, praca i rodzina, która zawsze jest na pierwszym miejscu i to właśnie przy jej wsparciu powrót mógł się urzeczywistnić. W końcu postanowiłem samemu się za to zabrać, wykorzystać możliwości, które daje technologia i spełniać się w zaciszu swojego domu. Chyba więc wykorzystałem swoją szansę (śmiech).

O ile dobrze rozumiem wróciłeś w pojedynkę? Co z resztą kolegów? Były jakieś rozmowy w ogóle?

Można tak powiedzieć. Ze starego składu pozostałem tylko ja, lecz nowy TOWER to także nowi ludzie. Sesyjnie, ale na stałe, w skład wpisują się Eva Ortiz i Liv Kari, a przeszłość to już zamknięty rozdział. Droga, którą sobie wybrałem w zupełności mi odpowiada.

Pamiętam was z pierwszego Thrash’em All Festival w Power Horsie, potem nagle zniknęliście. Dopiero niedawno dopatrzyłem się, że zespół padł tuż przed trasą z ANATHEMĄ i ARTROSIS. Serio??? Co się wtedy porobiło?

Tak, było sporo planów odnośnie przyszłych koncertów i wyjazdów. Z tego co pamiętam, dopięta była już trasa, jak mówisz, z ANATHEMĄ i ARTROSIS plus występ w Bolkowie na Castle Party. Niestety, bodajże trzy dni przed wyruszeniem, otrzymałem telefon od chłopaków, że nie godzą się na warunki jakie nam zaproponowano… i szansa przeszła bokiem… Moim zdaniem było zbyt wcześnie, aby stawiać jakiekolwiek warunki. TOWER nie był ani gwiazdą ani jakąś znaną bardzo kapela… Chyba zabrakło pokory.

Brałeś udział w czymś takim jak GOOD CITY? Można tamten band nazwać kontynuacją TOWER?

GOOD CITY to kompletnie inny gatunek muzyczny niż TOWER. To tak jakbyś nazwał powiedzmy ILLUSION kontynuacją SIRRAH. To raczej naturalnie by siebie wykluczało, ale niewiele wiem o tym projekcie. Jeżeli ktoś uważa, że w tym projekcie brali udział członkowie TOWER i chce tak to nazywać to ok, nie mam z tym problemu.

„Raven” zrealizowałeś w 2000 roku z gościnnym udziałem Szymona Czecha i Leszka „Shamba” Rakowskiego. Czyli już bez reszty składu. Nic w tym materiale potem nie majstrowałeś? Pytam, bo płyta jest mocno inna. No dobra – strasznie „ryje banię”! Chodzi oczywiście o te mixy – co cię naszło na takie przeróbki?

Pod koniec lat 90. wiele kapel robiło takie projekty. „Raven” został wydany dzięki GS Productions i to oni zaproponowali wydanie albumu, na który składałyby się nigdy nie publikowane utwory. Był plan umieszczenia tam demo z 1995 roku, jeszcze gdy graliśmy pod nazwą GOTHIC FLOWERS, ale jakość niestety na to nie pozwoliła.

Pozostałe utwory na „Raven” brzmią mocno i też trochę jak nie TOWER. W którą stronę byś poszedł w 2000 roku, gdyby nie ten rozpad?

Te utwory miały znaleźć się na następnym albumie TOWER, oczywiście upiększone o klawisze i smyczki i pewnie inaczej by brzmiały. Myślę, że gdyby TOWER dalej istniał, szedłby w odwrotnym kierunku do reszty. Kiedy wszyscy łagodzili brzmienia i aranżacje, ja uporczywie brnąłem w zmaksymalizowanie ciężaru i synchronizację z melodia. „Raven” to spontaniczne spotkanie TOWER/VADER/PROPHECY (vide „Sara” i „Hagar”), które moim zdaniem wyszło super. Remixy, które zrobił mój przyjaciel DJQLHEAD były następnym experymentem i nie ukrywam, że chciałbym zrobić to samo z „Uriel” w jakimś momencie.

To teraz przejdźmy już do całkiem nowej produkcji TOWER – trzeciego, a o ile liczyć „Raven” to nawet czwartego albumu. Gdzie i jak powstawał „Uriel”? Gdzie go nagrywałeś i co cię inspirowało przy jego tworzeniu?

Ustalmy, że „Raven” jest trójką, a „Uriel” czwórką. Tak jak wspomniałem wcześniej „Uriel” powstawał u mnie w domowym studiu, choć poszczególne instrumenty często były nagrywane na całym świecie, można powiedzieć (śmiech). Pandemia niestety ogranicza, ale i daje wiele nowych możliwości. Niektóre wokale nagrywane były w Norwegii, niektóre w UK, a sekcja rytmiczna w USA. Inspiracją zawsze jest wszystko co cię otacza, to co kochasz i co cię boli. „Uriel” ma w sobie część tradycyjnego TOWER, przeplatanego industrialnym brzmieniem oraz – na czym mi bardzo zależało – dużą dozą nowoczesności. Jest kontrastowy, ciężki, łagodny i trochę skomplikowany. Chciałem, żeby odzwierciedlał rzeczywistość, w której obecnie żyjemy i w której staramy się na nowo odnaleźć. Nawiązuje do życiowych dylematów i stara się spojrzeć inaczej na szukanie odpowiedzi. Przewartościowuje je i pojawia się refleksja nad powszechnie zaakceptowanym porządkiem. Jest też czymś w rodzaju ostrzeżenia, próbuje skłonić do otwarcia oczu na to, co tak naprawdę jest w życiu ważne i co powinniśmy chronić.

Jako, że pochodzimy z tego samego regionu, mamy paru wspólnych znajomych. Ty wiesz, że trafiali się ludzie, którzy nie do końca darowali wam zmianę nazwy z GOTHIC FLOWERS?

Myślę, że to tylko sentyment. W pewnym momencie nazwa przestała po prostu pasować do muzyki zespołu. Potrzebowaliśmy zresztą czegoś mocniejszego w przekazie. TOWER był świetnym wyborem, „Mercury” z gotykiem miał już niewiele wspólnego.

fot. archiwum prywatne

Możesz się śmiać, ale ja – jako młokos, który w d… był – myliłem cię z… Cezarem (hehe). Aż do pewnego koncertu z 1998 lub 1999 roku, kiedy to graliście razem z CHRIST AGONY i bodajże olsztyńskim WITCHCRAFT, zresztą również we wspomnianym już w Power Horsie…

(śmiech) To mile porównanie i zaszczyt! Miło to wspominam, super byłoby to powtórzyć .

W tle leci u mnie teraz „Uriel” i muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś… gorszego (hehe). Jest sporo odmiennych klimatów niż na „Mercury”, że nie wspomnę „The Swan Princess”. Płyta jest mocno tajemnicza… Ale też piekielnie dobra!

Dziękuję. „Uriel” jest dla mnie bardzo ważny i wiem że wielu ludzi będzie porównywało wszystkie albumy do tej płyty, często pewnie ją krytykując przy tym. Ja nie kieruję się sentymentem. Kocham tamte płyty i czas w którym powstawały, ale „Uriel” jest albumem, który zawsze chciałem zrobić. Bije stare produkcje pod względem dopracowania, aranżacji, potęgi i przekazu. Ten album trzeba przesłuchać kilka razy, aby go zrozumieć i odkryć.

Pomijając chore czasy, widzę to nowe wcielenie jednak jako projekt studyjny. Takie jest założenie czy będziesz zbierał skład, by – kiedy już się pozmienia – wyruszyć w trasę? Może akurat ANATHEMA się odwiesi to nadrobicie zaległości.

Faktycznie, to jest teraz projekt studyjny. Patrząc na to kto w zespole gościł, odtworzenie oryginalnego składu jest raczej niemożliwe. Choć tak naprawdę nigdy nie wiesz co przyniesie przyszłość. Co do ANATHEMY to myślę że wspólne koncerty raczej są mało prawdopodobne. Kontrast między muzyką obu zespołów jest zbyt duży, ale to mogłoby być ciekawie (śmiech).

Właśnie dobiega „From There”. Stary! Już uwielbiam ten numer! Masz jakiegoś faworyta na „Uriel”? A może któryś z tych nowych utworów ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Dziękuję. Za każdym razem gdy słucham tego albumu i w zależności od nastroju, mogę typować swojego faworyta. „Uriel” jest albumem, który zawsze chciałem zrobić. Dla mnie jest swego rodzaju dawcą harmonii, który raz uspokaja, a raz pobudza. Mimowolnie całość ma dla mnie wielkie znaczenie. Moi rodzice odeszli. „From There” jest tak jakby dla Nich…

A pamiętasz taki zespół WINTERSHADOWS? W połowie lat dziewięćdziesiątych wydali demo „Arrakis” z altówką i klimatem podobnym do waszego.

Tak, właśnie sobie odświeżam pamięć.

Pytam o nich, bo niedawno wrócili i podobnie jak TOWER grają bardziej energicznie, ale wciąż melodyjnie. Może to taki nowy trend?

Czy będzie to trend to się okaże. Byłoby ciekawie, zważywszy na fakt, że takiej muzyki jest naprawdę mało. Chyba że zarezerwowane to będzie dla dinozaurów, takich jak my (śmiech).

Box dwóch albumów wydanych oficjalnie plus „Raven” wydajesz w rosyjskim GS Productions jako „Trilogy”. Co to za label, jakie warunki wynegocjowałeś i co z tego dobrego może wyniknąć dla samego TOWER?

Tak właściwie to pomysł wydania „Trilogy” wypłynął od GS Productions. To naprawdę rzetelna i konkretna wytwórnia, godna polecenia, z którą znaliśmy się już od dłuższego czasu, wiec nie było żadnych problemów czy niedomówień. Poza tym współpracują z najlepszym jak dla mnie grafikiem Blackdante’m (wystarczy spojrzeć na okładki) i bardzo dobrym inżynierem dźwięku Antonem Shafarostovem. Bez GS Productions reedycje starych płyt na CD pewnie nie ujrzałyby światła dziennego.

Gdzie wydawnictwa TOWER będą dostępne u nas w kraju? Mówię rzecz jasna o fizycznych nośnikach… Rosjanie mają w Polsce jakąś dystrybucję?

Limitowana ilość będzie dostępna za sprawa sklepu internetowego. Witching Hour Productions, gdzie będą to płyty podpisane i numerowane od zespołu. Niestety na dzień dzisiejszy GS Productions nie ma bezpośredniej dystrybucji w Polsce. Mam nadzieje, że to się zmieni, chociaż wszystko będzie zależało od wyników sprzedaży i zapotrzebowania.

Jako, że powrót TOWER wciąż jest dla mnie zaskoczeniem, w dodatku to taki comeback na bogato, zostawiam sobie parę pytań na przyszłość. Mam nadzieję, że nie wróciłeś na chwilę i że będziemy mieli okazję, by jeszcze pogadać. Tymczasem wielkie dzięki za pochylenie się nad wywiadem. Oddaję ci głos…

W przygotowaniu jest nowy materiał „Hope”, czyli druga część „Uriel”, a więc myślę jeszcze trochę pohałasować (śmiech).

Najnowsze

Poprzedni artykułSARMAT – „RS-28”
Następny artykułWICHER – „Czary i Czarty”

Related articles