TAPHONOMY: Od zawsze celowaliśmy w ciężkie gatunki

TAPHONOMY to ciekawe zjawisko na naszej scenie. Zespół w zasadzie nieznany, a raczej mało znany, równo „dokłada do pieca” jeśli chodzi o death metalowe granie. Kapele tworzy czterech muzyków: wokalista Grzegorz Nowak, gitarzysta Kamil Mydlak, basista Paweł Strzelecki i perkusista Tomek Bienias. Nawet ich nie musiałem namawiać na tę rozmowę. A mają co opowiadać! 


Pierwsze spojrzenie na wasz szyld i zaraz medyczne skojarzenia. Słuszne zresztą. Skąd ten pomysł, aż taki lubicie grzebać w szczątkach?

Tomasz: — Mówią, że liczy się wnętrze, a we wnętrzu są zazwyczaj jakieś flaki.

Kamil: — Nic dodać, nic ująć.

Paweł: — Zgadza się, a te flaki nie są wiecznie żywe i kolorowe – z czasem tracą swoją barwę, funkcję i przestają być pożyteczne. Moim zdaniem cały proces rozkładu jest dużo ciekawszy. Poza tym grzebanie w żywych organizmach jest raczej nielegalne, ze szczątkami jest dużo łatwiej (śmiech)

Grzegorz: — Tak, krew, flaki i smród spalonych ciał to jest to.

TAPHONOMY powstało pięć lat temu na gruzach zespołu BECOMING A WARDEN. Z tego co się doszperałem diametralnie pozmienialiście muzykę. Co wami kierowało by zacząć grać tak brutalnie?

Tomasz: — Zespół dorasta, zmieniał się też skład osobowy. Od zawsze celowaliśmy w ciężkie gatunki, a wraz z nabieraniem doświadczenia uważamy, że wychodzi nam to coraz lepiej, więc dlaczego nie iść w stronę tego, co się najbardziej lubi. Nasz obecny wokalista Grzegorz wniósł dużo nowej jakości w partie wokalne, dzięki czemu nasza muzyka brzmi bardziej brutalnie.

Kamil: — To była decyzja wspólna. Myślę też, że powoli odczuwaliśmy zmęczenie materiału. Chcieliśmy, aby nasza muzyka ewoluowała. To jest cały proces.

Paweł: — Należy również nadmienić, że rozpad BECOMING A WARDEN wyniknął przede wszystkim z rozstania się z drugim gitarzystą – mieliśmy dość odmienne wizje na granie. Raczej stronimy od ładnych melodii, solówek i ozdobników gitarowych, więc prędzej czy później musiało to nastąpić. Zmiana wokalisty przyszła z przyczyn osobistych – przede wszystkim z powodu zmiany miejsca zamieszkania Norberta. Początki TAPHONOMY to w zasadzie ten sam skład co BECOMING A WARDEN minus jedna gitara. Z tego miejsca chciałbym pozdrowić Norberta – pierwszy materiał powstawał razem z nim – dwa demowe numery krążą gdzieś jeszcze po sieci.

Grzegorz: — Każdy z nas fascynuje się ciężką muzą, myślę, że to główny powód dlaczego gramy tak ciężką i brutalną muzykę. Poza tym to sposób na odreagowanie, wychodzimy, gramy i wyrzucamy z siebie cały ten cholerny syf – to dobre uczucie, przynajmniej u mnie tak to działa.

O ile się nie mylę portugalski World of Metal Mag nazwał waszą twórczość znakomitą. Sprawdziłem czy rzeczywiście i… jest dobrze. Długo już słuchacie ciężkich dźwięków i co najczęściej gości w głośnikach? Przekłada się to twórczość TAPHONOMY?

Tomasz: — Cieszy nas pozytywny odbiór materiału. Odnośnie inspiracji to nie dyskryminuję żadnej muzyki, a ciężkich klimatów słucham od kiedy sięgam pamięcią. Na głośnikach często klasyka taka jak DEATH, CARCASS, CANNIBAL CORPSE, a także nowe zespoły, które mają sporo do zaoferowania: SLAUGHTER TO PREVAIL czy DYSCARNATE.

Kamil: — Dzięki. Każda pozytywna opinia czy konstruktywna krytyka są dla nas bardzo motywujące, choć mamy świadomość, że jeszcze dużo pracy przed nami. Zawsze ciągnęło mnie do metalowych klimatów, jednak ciągle szukam nowych rzeczy. Aktualnie siedzę w scenie azjatyckiej i najczęściej słucham NOCTURNAL BLOODLUST i DEVILOOF, ale od czasu do czasu polecą takie perełki jak MGŁA czy ABORTED.

Paweł: — Dzięki za miłe słowa, staramy się, aby było dobrze. Ja osobiście musiałem dojrzeć do takiego grania – wcześniej preferowałem klimaty doom/sludge – czyli nisko i ciężko z toną gruzu, ale niekoniecznie szybko. Swoistym kamieniem milowym w odkrywaniu szybszego i bardziej technicznego grania była dla mnie GOJIRA, CATTLE DECAPITATION oraz DYING FETUS – dalej już poszło z prądem. Lubię też HC w stylu HARM’S WAY, CODE ORANGE – beatdown’owe riffy, które łamią kręgosłup oraz potężny groove, to jest to, co bassmani lubią najbardziej. Wkręciłem się też bardziej w blackowe klimaty i tu nie wspomnieć o inspiracji jaką jest rodzima MGŁA byłoby nietaktem. Często wymieniamy się wewnątrz zespołu swoimi odkryciami muzycznymi, także każdy wnosi coś od siebie, a później trafia to do wspólnego mianownika, jakim jest twórczość TAPHONOMY.

Grzegorz: — Dzięki za słowa uznania. Metalu słucham od dziecka. Najczęściej VADERVIRGIN SNATCH, ABORTED, KATAKLYSM, MORBID ANGEL. Co nie znaczy, że słucham samej młócki – lubię też lżejsze klimaty jak chociażby GODSMACK, STONE SOUR.

Parę ładnych miesięcy temu wydaliście epkę „Death≠Birth”, stety lub niestety jedynie w formie „digital”. Czemu nie pokusicie się o fizyczny nośnik, a jeśli się pokusicie to kiedy, na czym i u kogo?

Tomasz: — Fizyk już w drodze. Wydamy się nakładem własnym.

Kamil: — Zależało nam też, aby jak najszybciej upublicznić to, co udało się nam wyprodukować. Wydanie fizyczne wymagało od nas dodatkowej pracy związanej z warstwą graficzną. Stąd różnica w czasie.

Grzegorz: — Fizyk jest w drodze, na razie plan jest taki że jest to wydanie własne, chyba, że znajdziemy wydawcę, jesteśmy w trakcie szukania, więc propozycje mile widziane.

Paweł: — Tak jak koledzy wspomnieli, wydanie fizyczne cały czas „się robi”. Mieliśmy sporo perturbacji po drodze – pandemia spowolniła cały proces. Powoli wszystko zmierza ku końcowi i mamy nadzieję, że tego lata nasze płyty CD śmigające w różnych odtwarzaczach pomogą upałom i wirusom w wykończeniu ludzkiej cywilizacji.

Jeden z utworów na „Death≠Birth” nosi tytuł „Epidemic”. Brzmi „na czasie”… Sięgacie po jakąś inną zarazę czy tę która nam d… truje obecnie? Jeśli po inną to po cholerę – jedna nie wystarczy?

Tomasz: — Grzegorz pisze teksty. On już coś wiedział. I te wycieczki do Wuhan pewnie też nie były przypadkowe.

Kamil: — Tak jest. Na bank wiedział, że coś się szykuje (śmiech).

Grzegorz: — Nie tylko wiedziałem, ale byłem jednym z tych, którzy to zaplanowali (chyba dostanę za to od kogoś w ryj – no cóż, życie).

Paweł: — „Epidemic” był jednym z pierwszych utworów, jakie zrobiliśmy, jeśli mnie pamięć nie myli, to bodajże w 2018 roku. Tak że tego… chłopaki wiedzą, co mówią. A tak bardziej serio, to w totalnym streszczeniu – w tym numerze chodzi o plagę sztuczności i bezmózgi owczy pęd, którym szczerze gardzimy.

A co ma oznaczać tytuł epki? Intryguje mnie ta odwrócona kolejność – nie powinno być najpierw birth potem death?

Tomasz: — Zostawiamy tu dowolne pole do interpretacji. Cieszy nas to, że tytuł rodzi pytania i zmusza do refleksji.

Grzegorz: — Dokładnie tak.

Paweł: — Zgadzam się z przedmówcami. Coś się rodzi, coś umiera… a może jednak wcale tak nie jest?

Intryguje też okładka „Death≠Birth”, na której jednak trudno mi dopatrzeć się elementów narodzin. Chyba, że to kolejna zmyła? Albo ja ślepy?

Tomasz: — Coś się kończy, coś się zaczyna. Patrz uważnie.

Grzegorz: — Ja tam widzę wszędzie tylko flaki i skażenie radioaktywne.

Paweł: — A ściółka i runo leśne to skąd się bierze Panie Redaktorze? Nie uważało się na lekcjach przyrody! (aj, ale mnie rozgryzłeś! – dop.RR)

Graliście trochę koncertów przed atakiem C19. Jak wyglądały te sztuki w waszym wykonaniu? Jak z reakcją ludzi?

Tomasz: — Koncerty to coś, co lubimy najbardziej. Największą pochwałą dla nas jest ruch głów starych koncertowych wyjadaczy, którzy zazwyczaj gromadzą gdzieś w odmętach sali, oraz regularna bitwa pod sceną. Duch ostrego grania wypełnia kolejne pokolenia.

Kamil: — Od pierwszych sekund staramy się złapać kontakt z publiką, a to jak reagują na zmiany tempa, breakdowny czy blasty jest chyba głównym powodem dla którego w ogóle działamy. W mojej opinii, ilekroć graliśmy sztukę odbiór był bardzo na plus. Nigdy nie zapomnę widoku latającej barierki i ludzi wbijających na scenę podczas jednego z koncertów. 🙂

Grzegorz: — Każdy koncert, miasto i publika jest inna, generalnie trzeba się dostosować do warunków. Gdy uderzamy na jakiś gig staramy się od początku do końca dawać z siebie nie 100, a pieprzone 200 procent tak, aby ludzie pod sceną nie żałowali tej spędzonej z nami godziny i żeby zapamiętali nas i naszą muzykę – by wynieśli z tej sztuki jak najlepsze wspomnienia.

Paweł: — Granie takiej muzyki bez grania na żywo mijałoby się z celem. Jesteśmy głodni jak jasna cholera. Mamy nadzieję, że ziomy spod sceny też.

Myślisz/myślicie, że kiedy to znowu ruszy – bo kiedyś musi ruszyć – ludzie będą się bujać po koncertach czy raczej grozi nam już dożywotnio (hehe) granie online?

Tomasz: — Mamy nadzieję, że wyposzczeni koneserzy mocnego uderzenia tak samo ochoczo ruszą na trasy koncertowe jak i my.

Kamil: — Rozumiem, że sytuacja wymaga użycia półśrodków, jednak koncerty online nigdy nie zastąpią prawdziwych sztuk. Nie możemy się doczekać aż ponownie spotkamy się z ludźmi pod sceną.

Grzegorz: — Kiedyś musi się ruszyć, myślę że ludzie są cholernie wyposzczeni po tym ponad roku posuchy, bo ostatnie koncerty odbywały się jakoś w marcu 2020, nie licząc koncertów plenerowych gdzieś w lecie, ale tego było jak na lekarstwo i nie w każdym mieście, więc ja jestem dobrej myśli. Gdy sytuacja się unormuje ludzie na pewno ruszą na koncerty czego sobie i wszystkim innym życzę.

Paweł: — Ruszy. W końcu musi. A jak nie ruszy, to wszyscy niezadowoleni z takiego stanu rzeczy powinni ruszyć na tych, co to decydują o tym co wolno, a czego nie wolno.

W Lublinie co jakiś pojawia się ciekawy band, w zasadzie od zarania sceny. Nie chodzi mi rzecz jasna o żadne tam BUDKI, BAJMY i inne takie, ale o scenę metalową, względnie rockową. Utrzymujecie kontakty ze starszymi załoganatami?

Tomasz: — Jasne, kozi gród ciężkimi brzmieniami jest wypełniony. Konglomerat sal-próbowni muzycznych sprzyja wymianie kontaktów.

Grzegorz: — Staramy się utrzymywać stały kontakt z innymi załogami, to pomaga chociażby przy organizacji koncertów – zbieramy się w 3, 4 ekipy i gramy sztukę.

Paweł: — Koza w herbie zobowiązuje, raczej nie jest to stworzenie niebiańskie. Kontakt mamy dobry i regularny, bardziej ze starą gwardią – młodej, grającej solidny wpie**ol jest niestety jakby coraz mniej.

Jakie młode kapele, prócz TAPHONOMY, są warte polecenia aktualnie z waszego regionu?

Tomasz: — Szczerze mogę polecić AETHERALL – skład z Lublina, z którym nie raz mieliśmy przyjemność dzielić scenę, oraz GRUZ z Kraśnika który na pewno jeszcze narobi hałasu.

Grzegorz: — Jest tego trochę w Lublinie, np. wspomniany wcześniej AETHERALL, HOAX OF UPSALA, EXISTHOR, czy chociażby mój drugi skład czyli thrash metalowe BESTIAL DESOLATION, w którym też mam przyjemność udzielać się jako gardłowy.

Paweł: — Oczywiście też STRAIGHT HATE. I NUCLEAR HOLOCAUST.

Byłem w Lublinie w sumie niedawno, pozwiedzać. Miasto ładne, ale widać miejscami, że to jednak jest prowincja. Sam mieszkam na terenach „wykluczonych” – i wiem, że są plusy i minusy takiej dzikiej lokalizacji. Ciągnie was do cywilizacji czy nie ruszylibyście się z Lublina?

Tomasz: — Nigdzie indziej wódka nie smakuje tak dobrze. A tak serio to scena metalowa w Lublinie trzyma się dobrze a my nie mamy zamiaru się wynosić.

Grzegorz: — Żyjemy sobie tutaj spokojnie na uboczu i tworzymy cholerny death metal – czego chcieć więcej?

Paweł: — A znajdziemy gdzieś indziej cebularze? (i to jest argument! – dop.)

Metal w dzisiejszych czasach to już nie to samo co 30 ani nawet 20 lat temu. Trafiacie ze swoja muzą do małolatów czy zdarza się jakiś „stary dziad” wśród publiczności czy tam słuchaczy?

Tomasz: — Łączymy pokolenia, nasza muzyka świetnie nada się do zabawy w klubie, a także do umilenia rodzinnego obiadu. Nie dzielimy ludzi na dziadów i niedziadów – jeśli komuś podoba się nasza muzyka, to po koncercie zawsze znajdziemy czas, żeby pogadać, niezależnie od stażu.

Grzegorz: — Moim zdaniem ta muzyka jest uniwersalna, ewoluowała na przestrzeni lat w liczne podgatunki i podgatunki podgatunków, podobnie jest u nas – znajdzie się coś dla starej gwardii, czyli wpływy klasycznego death czy black metalu jak i coś dla młodszego pokolenia, bo nie można powiedzieć że nie mamy w tym miejscami odczuwalnych wpływów chociażby metalcoru czy deathcoru, więc wydaje mi się, że trafiamy w gust zarówno starszej, jak i młodszej publiki, ale tak naprawdę to nie nam to oceniać, a słuchaczom – my ze swojej strony staramy się jak możemy.

Paweł: — Na koncertach widywaliśmy starych wyjadaczy w koszulkach DEATH czy CANNIBAL CORPSE, jak i młodych chłopaków moshujących pod sceną w bluzach CARNIFEX. Tak że tak, myślę, że łączymy pokolenia. Dla każdego coś dobrego.

Jako TAPHONOMY gracie ledwie „parę latek”, ale nie podejrzewam, żebyście się wcześniej nie znali. Niektórzy choćby z racji gry w BECOMING A WARDEN. Ten zespół to zgrana paka czy jeszcze się docieracie? Pytam w kontekście przyszłości kapeli, planów, założeń. Bo mam nadzieję, że na „Death≠Birth” wasza dyskografia nie stanie. Najbliższy cel to…? Prócz wydania epki na nośniku…

Tomasz: — Mamy dobrą ekipę, lubimy grać i nie kończą nam się pomysły. Pobujamy się trochę z materiałem „Death≠Birth” po świecie, a w piwnicy już rodzi się coś nowego…

Kamil: — Myślę, że muzycznie ciągle się docieramy, eksperymentując z nowymi pomysłami. Aktualnie pracujemy nad nowym materiałem. Jeśli komuś podeszło „Death≠Birth”, powinien być zadowolony.

Grzegorz: — Chłopaki znali się wcześniej i grali ze sobą pod starą nazwą, ja gdy doszedłem do kapeli chyba w 2018 roku byłem świeżynką i absolutnie nie chcemy się teraz zatrzymywać, opinie odbiorców którzy słuchali pierwszej epki są bardzo dobre, a to tylko napędza nas do dalszego działania i komponowania nowych numerów. Aktualnie pracujemy nad pełnym longplayem – jeszcze trochę czasu zanim skomponujemy całość, ale myślę, że materiał będzie jeszcze lepszy niż na pierwszej EP – przynajmniej w ten poziom celujemy.

Paweł: — Co do planów, to ja na pewno chciałbym kiedyś zagrać na wspaniałym czeskim festiwalu, jakim jest Obscene Extreme. Poza tym wiadomo – podchodzimy do grania dość ambitnie i chcielibyśmy cały czas się rozwijać. Naszym celem jest robienie coraz lepszego jakościowo materiału i szlifowanie umiejętności, później rejestracja nowego materiału, wydanie LP, może jakiś wideoklip… Pożyjemy, zobaczymy.

Dobiliśmy do końca. Macie ostatnią szansę, przynajmniej na razie, do dotarcia do naszych czytelników! Co im chcecie jeszcze przekazać?

Tomasz: — Trzymajcie się zdrowo, słuchajcie dobrej muzyki i róbcie młyn na koncertach!

Kamil: — Dzięki wszystkim, z którymi robiliśmy młyn pod sceną. Mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy się ponownie, oraz pojawimy się w nowych miejscach.

Grzegorz: — Dzięki wielkie za możliwość podzielenia się z Wami naszymi przemyśleniami – trzymajcie się, słuchajcie ciężkiej dobrej muzy, śledźcie nasz fanpage. Pozdrawiamy.

Paweł: — Przyjmiemy szczątki ludzkie w każdej ilości. Gwarantujemy anonimowość. Zapraszamy do kontaktu.

Dzięki i do zobaczenia gdzieś na koncercie!

 

Najnowsze

Related articles