Nowy JARUN zaskoczył mnie… jakością. Nie – nie czepiam się poprzednich wydawnictw zespołu, a raczej przyznaję, że ich wcześniej nie doceniałem. Teraz „Rok Spokojnego Słońca” pokazał mi, że mamy oto kolejny świetny band na scenie, którego nowego wydawnictwa będę wyczekiwał z wypiekami na twarzy.
Na razie mam przed sobą do napisania kilku słów o płycie, która za sprawą niezmordowanego Godz Ov War pojawiła się w maju tego roku. Podchodziłem do niej kilkanaście razy, upajając się jej dźwiękami w drodze do i z pracy. Czasem zabierałem ją na spacery z psem, bo wtedy wchodziła mi najbardziej. Wiadomo – pies nie zagaduje, siknie tu i tam, powącha trawę czy drzewko, a ja spokojnie chłonę muzę. Oczywiście na te eskapady staram się zabierać dobrą, sprawdzona muzę, a „czwórka” JARUN już taka była, kiedy szła z nami (tzn. ze mną i psem).
Co mnie najbardziej jara w muzie tych pięciu gości z Małopolski to fakt, że potrafią stworzyć fajny klimat. Każdy z numerów zawartych na „Roku…” jest inny, jednak jako album są spójne, dopełniają się i uzupełniają. Otwierający płytę „W światło stycznia” chyba najbardziej kusi swą różnorodnością, zmienia się, płynnie przechodząc z agresywnych partii do spokojnego, niemal rockowego bujania, okraszonego akustycznymi wstawkami. Także wokale Mateusza ciekawie wypadają na tle całości. Scream, growl, melodeklamacje… Lubię to! Drugi track „Jodły” przypomniał mi o takiej nieco już zapomnianej kapeli, a mianowicie KALOT ENBOLOT, ale nie chcę wmawiać nikomu podobieństw. Po prostu Pomorzanie w podobny sposób podchodzili do grania, potrafili wciągnąć słuchacza i poćwiartować. JARUN też ma zadatki na takiego killera, opierającego muzę niby na Black Metalu, ale wychodząc poza jego ramy szeroko i wplatając w nią co tylko się da sensownego.
Prawie cała płyta jest melodyjna i dość „nośna”, za wyjątkiem „Widm”, które są najbardziej mroczne, bo tak to chyba ujmę. Utwór ten jest najbardziej niespokojny, miejscami wręcz hipnotyczny i jako całość inny od pozostałych. Natomiast moim faworytem jest tytułowy „Rok Spokojnego Słońca”, który jest kwintesencją doskonałości, samotnym bytem osiągniętym za pomocą prostych w sumie środków. Black metalowy jazgot na początku tego utworu w połączeniu z wokalem sprawia, że ciary mrowią okolice łopatki i schodzą wzdłuż kręgosłupa, a włos na przedramieniu lekko się unosi. Ekstatyczny stan pojawia się dopiero w połowie utworu, kiedy pojawiają się ten lekko histeryczny krzyk i akustyczna gitara. Niesamowity klimat! Ten stan jest osiągalny już po pierwszym razie, ale wzmaga się po kilkukrotnym wysłuchaniu płyty. W ogóle przy każdym kolejnym razie z „Rokiem Spokojnego Słońca” odkrywam w nim nowe smaczki i swoje ulubione fragmenty. I niby muza JARUN nie jest zjawiskiem całkiem nowym, to jednak pokazuje mi, że nawet po ponad 30 latach obcowania z metalem mogę odkrywać nowe fascynacje. Na tę chwilę dla mnie takim novum jest właśnie JARUN, ale zaraz ruszam w dalsze poszukiwania. Widzę, że przede mną jeszcze sporo do odkrycia…
JARUN – „Rok Spokojnego Słońca”
LP 2021, Godz Ov War Productions
1. W światło stycznia
2. Jodły
3. Widma
4. Bezimienna
5. Rok spokojnego słońca
6. Pierwszy śnieg