Trochę mi się stuffu do recenzji przez wakacje zebrało, a najwięcej chyba z Godz ov War. A najwięcej, bo Greg zamiast wywalić na urlop – nie próżnował i wydawał… i wydawał… i wydawał…
Z szuflady pierwszy w rękę wpadł mi amerykański BEATLURKER, który nie szczędzi nam Czarnej Sztuki. Black metal jest na „Celestial Henchwhores Aflame” daniem głównym z domieszką death metalu i szczyptą łagodniejszego grania. Tego ostatniego jest tyle co kot (czarny?) napłakał, ale… jest, do czego dojdziemy (i to szybciej niż się komuś wydaje). W otwierającym płytę tracku tytułowym mamy jednak typowo black metalowe grzanie. Marszowa struktura, charakterystyczna jazgocząca gitara i opętańczy wokal (brawo M.A.Maggio!!!). To jest to, co nie tylko tygryski lubią najbardziej. Ale! W połowie utworu mamy pierwszy „obcy” (czyt. nieczarny) wtręt. Otóż solo z „Celestial…” jest mocno w stylu hard & heavy, co akurat mi podpasowało (i szkoda, że szybko przeminęło). Z tym utworem miałem w ogóle tak, że osłuchałem się go wzdłuż i wszerz, wszak zawsze kiedy podchodziłem do posłuchania długograja BEASTLURKER, coś tam wypadało „nagłego”, po czym włączałem go znowu i… znowu… Ale numer jest świetny, dlatego znosiłem go dzielnie (hehe).
Zasiadłem w końcu do recenzji i zapodałem sobie całą płytę. Lekkie obawy czy reszta też mi tak „siądzie” minęły już przy drugim wałku. Rozczarowania nie było, z tym że i teraz uważam „Celestial Henchwhores Aflame” za najlepszy numer na płycie. Żeby jednak sprawiedliwie osądzić całość, muszę powiedzieć, że album Amerykanów jest po prostu dobry. Mocny, w klimacie i pełen smaczków. Takich jak w „Trocar”, w którym gdzieś przemyka solo a’la IRON MAIDEN albo miażdżącym i miarowym „Bellows of Infernal Bliss”. Czy np. transowo-wschodnio-podobnym (hehe) przerywniku „Ligature”, po którym wjeżdża najbrutalniejszy „Pygmalion Archetypal Decasia”, gdzie znów pobrzmiewa „Żelazna Dziewica”. Miodzio! Takich ciekawostek do wyłapania jest na trwającej blisko 50 minut płycie więcej, toteż gorąco polecam jej zakup. Na pewno nie będziecie rozczarowani.
A teraz przyznam się, że nie znałem tego bandu wcześniej. Trio z Chicago sformowało się w 2017 roku, a po dwóch latach nakładem polskiego Godz ov War wydało EP-kę „Sanguine Elixir of Psychotropic Divination”. Minęły kolejne dwa lata i mamy jeszcze jeden efekt współpracy chłopaków z Gregiem. Jeśli zachowają ten schemat, że wypuszczają materiał co dwa lata, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. I całe szczęście, że Greg nie czeka tyle z wydaniem następnej dobrej kapeli (hehe). Od czasu pojawienia się „Celestial…” nie minęło przecież wiele, a w katalogu GoW Productions kilka płyt przybyło… O paru z nich niebawem przeczytacie także na naszej Riffinerii.
BEASTLURKER – „Celestial Henchwhores Aflame”
LP 2021, Godz ov War Prod.
Tracklista:
1. Celestial Henchwhores Aflame
2. The Apex Sadist
3. Muted Vociferations Hemorrhaging from a Cesspit of Condemnation
4. Trocar
5. Bellows of Infernal Bliss
6. Ligature
7. Pygmalion Archetypal Decasia
8. Pseudorosicrucian
9. Pawns of the Fetid King
10. Noctivagant Wisdom