THY SOULLESS EMPIRE – „Godless Universe”

Za THY SOULLESS EMPIRE stoi Marcin Frąckowiak, ale to wiedzą już zapewne nie tylko co bardziej wnikliwi czytelnicy Riffinerii, którzy jakiś czas temu mieli okazję przeczytać u nas wywiad z Marcinem. Coraz głośniej o „Godless Universe” z racji zawartości płyty. I tak powinno być.


Pierwsze dźwięki zapowiadają elektroniczne plumkanie czy to ja jestem już przewrażliwiony? Oj, na szczęście to drugie, bo o ile na „Godless Universe” nie brakuje „nowoczesności” to jest to na wskroś gitarowa płyta! Rasowa, metalowa i mocna, ale – idąc dalej – nie pozbawiona także melodii i pewnego rodzaju przebojowości. Ta pandemia wyłazi nam teraz uszami, bo co nie spojrzysz to w ręce wpadają same dobre wydawnictwa. To pierwsze sygnowane nazwą THY SOULLESS EMPIRE skazane jest na wysoką jakość z uwagi, kto nad nim pracował. Muzycy biorący udział w tym przedsięwzięciu to nie byle jacy „muzykanci”, a sceniczni wyjadacze. Mózgiem projektu jest, nieco wmanewrowany w niego (o czym w wywiadzie) Marcin „Froncek” Frąckowiak, który odpowiada za warstwę muzyczną i większość instrumentów. Na perkusji wsparł go Marcin Ścierański, znajomy ze wspólnych gigów z PERCIVAL SCHUTTENBACH oraz Tomek „Shaman” Gładzikowski, „gardło” na większej części materiału. Nie zabrakło – jak to w projektach bywa – gości i tu znów zacne postaci: Krzysztof „Virian” Sobczak, ziomek „Froncka” z LILLI VENEDY, waleczny Mariusz „Maryo” Wendołowicz z zaprzyjaźnionego IN EXTREMIS oraz – i to jest miła niespodzianka – Snowy Shaw, którego zasług nie trzeba chyba wymieniać? Aha, wszyscy trzej goście na „Godless Universe” zdzierali „jedynie” swoje gardła.

I teraz powiem tak: muzycznie jest tak zacnie, jak na „liście płac”! Gdybym miał to sklasyfikować to powiedziałbym, że jest to mieszanka black metalu, elektroniki i cholera wie czego jeszcze. To się chyba nazywa extreme metal? Nie, żaden tam extreme! Po prostu metal. METAL! W „Ocean of Tears” z udziałem „Viriana” muza skręca na ścieżkę miarowego, bardziej surowego black metalu. W „Crystalline”, w którym pojawia się inny zacny gość (i cóż, że ze Szwecji?) czuć posmak heavy metalu. To nie jedyna tego typu galopada na płycie, choć akurat ten utwór faktycznie najbardziej różni się od reszty. Innego, nieco bardziej brutalnego (barbarzyńskiego?) oblicza zyskały utwory z wokalnym udziałem „Marya”. Na pewno więcej w nich death metalu, szczególnie w szybkim jak ręka okrutnego najeźdźcy „The Great Collider”. Mój faworyt na płycie to „The Golden Throne”, kolejny track z udziałem „gardłowegoIN EXTREMIS. Coś cudnego! Chętnie zobaczyłbym do tego klip, zapewne ociekałby krwią. Wielki kunszt metalowej sztuki i te jazgotliwe gitary pod koniec… Ech, aż włos się unosi na przedramieniu.

W części z gośćmi jest jeszcze miażdżący „Divine Barbarity”, w którym chyba jedynie Mariusz mógł się sprawdzić. Potem powraca „Shaman” i THY SOULLESS EMPIRE robi się znów bardziej black’owe, a brzmienie bardziej syntetyczne. Nie wyobrażam sobie jednak słuchać „Godless Universe” inaczej jak w całości. Mimo zwrotów, delikatnych zmian stylistycznych te jedenaście utworów stanowi pewien spójny koncept. Oby tylko Marcin zebrał równie konkretną ekipę na następną produkcję THY SOULLESS EMPIRE. Wierzę, że będzie dalszy ciąg…

THY SOULLESS EMPIRE – „Godless Universe”
LP 2021. wyd. własne (digital only)

Spotify: open.spotify.com/
YouTube: www.youtube.com/channel/
Amazon: amazon.com/

Najnowsze

Related articles