Piotr Klatt (RÓŻE EUROPY): Jestem romantycznym realistą, sentymentalnym księgowym

Rozmowę z Piotrem Klattem, wokalistą RÓŻ EUROPY zaczęliśmy przy okazji spotkania 11 listopada po koncercie zespołu w Mrągowskim Centrum Kultury. Zakończyliśmy tuż przed Wigilią. To nic dziwnego, kiedy trafia się na rozmówcę, który rzeczywiście ma coś do powiedzenia. A mimo to wciąż się ma poczucie, że jest jeszcze mnóstwo pytań do zadania. Cóż – muszą poczekać na kolejną okazję. Tymczasem zapraszamy do lektury tego, co Piotr ma do powiedzenia tu i teraz.


Rozmawiamy w dniu Narodowego Święta Niepodległości. W ostatnim czasie w mediach społecznościowych zauważyłem, że coraz więcej zespołów rockowych gra koncerty z tej okazji. Dlaczego np. wy się na to zdecydowaliście?

Święto Niepodległości nie jest częścią jakiejś lub czyjeś opcji. Jest Świętem wszystkich utożsamiających się z wyborem Polski, jako najważniejszej części przestrzeni, przeszłości, ale i teraźniejszości, codzienności i także przyszłości. Stąd nikt nie może zawłaszczać 11 listopada. I taka dykteryjka… w latach 90-tych wiele osób nie chciało korzystać z dresów Adidasa czy jeździć BMW tylko dlatego, że cała gangsterska hołota nosiła dresy tej firmy i jeździła autami tej marki. Dla mnie było to wtedy przedziwne. Nie można bowiem według mnie deprecjonować dwóch świetnych marek tylko dlatego, że widzimy kilku złodziejaszków lub karków afiszujących się wspomnianymi strojami i atutami w naszej przestrzeni. Podobnie jest ze Świętem Niepodległości. Trochę „zakręciliśmy” się w Polsce błędnym przekonaniem, że to Święto należy do kiboli handlujących kradzionymi w Niemczech samochodami i twardymi drugami, łysoli ukrywających się pod narodowym płaszczykiem i do jakiejś ekstremy politycznej sponsorowanej przez niektóre socjalistyczno-narodowe środowiska. Moim zdaniem nie powinno się tego święta deprecjonować tylko dlatego, że ktoś swój patriotyzm w taki czy inny sposób animuje. Animujmy po swojemu. Przyzwoicie. Nie po to aby coś ukryć, ukryć jakiś swój feler w życiu. Znaleźć alibi dla swoich wykroczeń wobec współobywateli. Święto Niepodległości to nie alibi dla awarii w życiu. Chodząc w dresach Adidasa i jeżdżąc BMW nie jesteś bandziorem. Uczestnicząc w Świecie Niepodległości nie jesteś nazi oszołomem lub członkiem skrajnej prawicy. Wspomniałeś o mediach społecznościowych. Chodzę po górach. Należę do różnych tatrzańskich grup. Zauważyłem, że niektórzy z administratorów tych grup potrafili z polską flagą ruszyć w nocy z 10 na 11 listopada na Rysy, Zawrat, Giewont, czy inny szczyt tatrzański po to, żeby z tą flagą powitać tam świt. To było naprawdę wzruszające. Nie postrzegam ich w kategorii ekstremistów. Wręcz przeciwnie. To pasjonaci. Hobbyści piękna, wolnej przestrzeni dla wszystkich, wolności wyboru, odpowiedzialności, empatii i zawsze ludzi dzielących się możliwością pomocy innym. Święto Niepodległości nie jest krainą na wyłączność Roberta Bąkiewicza. W marszu bierze udział coraz więcej osób, które nie utożsamiają się z narracją socjalistów narodowych. I proszę nie myl tego z narodowym socjalizmem w Niemczech. Socjalizm narodowy, to polska odmiana ułomności złych ludzi wobec dekoracji wszystkich pozostałych. Dlatego wracając do twojego pytania, stwierdzenia, że jest coraz więcej rockowych koncertów tego dnia… Widziałem, że grał m.in. SZTYWNY PAL AZJI, czy GOLDEN LIFE. Jest sporo zespołów, które to Święto obchodzą. My świętowaliśmy jeszcze w latach 80-tych, kiedy niekoniecznie było ono legalne. Obchodziliśmy je też później i robimy to teraz. Nie widzę powodów, aby na początku trzeciej dekady XXI wieku obrażać się, że podczas tego święta swoją miłość do Ojczyzny prezentują ludzie z którymi nie jest nam po drodze bez względu na to, jak oni rozumieją pojęcie Ojczyzny. Nie godzę się na ich światopogląd, ale dopóki nie wchodzą brutalnie z pałkami w moją przestrzeń, dopóty nie odmawiam im świętowania i tego samego oczekuję od nich. Mam poczucie, że wszystkie święta nam się już tak rozwaliły, że chyba tylko 11 listopada jesteśmy w stanie się wszyscy zjednoczyć. Nawet z trollami ( śmiech). Niby wszyscy obchodzimy Wigilię, ale… Dawid Podsiadło być może też ją obchodzi (red.: zapowiedział, że zamierza dokonać aktu apostazji). Związane jest to jednak bardziej z tradycją niż przekonaniem, wiarą. Razem potrafimy być jeszcze w Sylwestra, chociaż zabawa w Dwójce od lat mocno osłabia poczucie dumy z bycia Polakiem i wtedy, kiedy nasza reprezentacja w piłce nożnej wygrywa, ale ta raczej obecnie jest powodem do frustracji z posiadania polskiego paszportu niż fundamentem entuzjazmu. Zatem realnie pozostaje już tylko Święto Niepodległości. Jedyna płaszczyzna porozumienia ponad podziałami. Tego jednego dnia.

Róże Europy
Wokalista Piotr Klatt / fot. Wojtek Caruk

— Taki sposób obchodzenia tego jubileuszu, w formie koncertów rockowych, to chyba też dowód na to, że odchodzimy powoli od martyrologicznego podejścia do świętowania. Zaczynamy się tą niepodległością cieszyć…

— My pracowaliśmy muzycznie nad swoją niepodległością w kontekście Polski od 13 grudnia 1983 roku. Wtedy zaczęliśmy grać, jako RÓŻE EUROPY. Wcześniej, od sierpnia 1980 roku w różnych innych punkowych i nowofalowych projektach. Czytaliśmy na potęgę, marząc o karierach muzyków, pisarzy i poetów zmieniających Polskę, słuchając rock’n’rolla, paląc marne fajki, pijąc tanie wino i ciągle, codziennie marząc o wolności i demokracji. Dzięki temu możemy opowiedzieć swoją historię niepodległości. Nie skupiamy się tylko na tym, co wydarzyło się 104 lata temu, ale też na tym, jak wyglądało nasze dążenie do wolności. Każdy z nas miał trochę inną drogę. To, że w 1993 roku wyjechały od nas ostatnie wojska radzieckie, czy odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory w 1989, to nie ma znaczenia. Liczy się suma doświadczeń wszystkich Polaków obchodzących Święto Niepodległości. Dlatego uważam, że pomysły z tymi koncertami są bardzo sympatyczne. Jak myślałem o naszym niepodległościowym koncercie w Mrągowie, to stwierdziłem, że najfajniej będzie połączyć nasze dwie dekady. Lata 80-te to czas naszych słabości wyrażonych w piosence „Polska jest jak heroina, im dłużej z nią tym gorzej dla ciebie”. Miałem roczny epizod w Berlinie w latach 80-tych, bo miałem już dosyć życia w Polsce. Wyjechałem z myślą, że już tu nie wrócę. Zacząłem nawet starać się o azyl. W Polsce jednak zaczęły się takie zmiany, które skłoniły mnie do powrotu. Moje piosenki mówią więc o mojej drodze do wolności. Utwory są umieszczone w dwóch różnych epokach. Lata 80-te i 90-te. Nadał śpiewam „Żyj szybko, kochaj mocno, umieraj młodo”, bo wciąż jest jakiś ułameczek prawdy w tym, że „Polska jest jak heroina…”. Są czasami w przestrzeni publicznej takie momenty, że myślisz sobie „ja pier***ę, niemożliwe”. Od razu mi się przypomina „Dzień świra” i te słynne kondratowskie „ja pier***ę”. Już tylko tyle możesz czasami powiedzieć także dziś, jak kiedyś. Albo dawać w szyję (śmiech).

— Czym w takim razie jest dla ciebie dzisiaj patriotyzm?

— Dla mnie, twórcy, osoby publicznej od której oczekuje się reakcji, opinii, braku obojętności, patriotyzm oznacza, że powinienem być młotkowym, który przychodzi z młotkiem i rozpierdziela wszystkie mury, które nas dzielą. Pamiętam swoje pierwsze dwie piosenki, jakie napisałem. Pierwsza to była „Anarchia”, a druga „Mamy dla was kamienie”, czyli „nigdy dosyć rewolucji…”. Za komuny śpiewałem, że „nie ma wolności, nie ma jedności, kiedy górę i dół dzieli mur bankowych skarbców”. Jak ta piosenka jest dzisiaj jeszcze bardziej autentyczna? Wtedy też była. Istniały grupy, które cieszyły się określonymi przywilejami i niektórym żyło się lepiej. Nieporównywalny podział nastąpił po transformacji ustrojowej. Ale nie chodzi tylko o mury, które są budowane przez konta bankowe. Są też takie budowane przez obyczajowość. Przez socjotechniczne manipulacje. Czy mogę powiedzieć o sobie, że jestem patriotą jeśli wk***ia mnie to, że sąsiad jest gejem albo uchodźcą? No raczej to byłoby słabe. Takiego patriotyzmu nie rozumiem. Dla mnie patriotyzm oznacza budowanie relacji, rozmawianie ze wszystkimi w Polsce, bez względu na ich przekonania, orientację czy pochodzenie. Nie interesują mnie ich zabawy w łóżku czy światopogląd. Jeżeli razem możemy stawić czoło wspólnemu wrogowi, nienawiści i nietolerancji, które szkodzą nam wszystkim, to nie wykluczajmy nikogo z naszej przestrzeni. W np. II Rzeczpospolitej w czasach wojny społeczność żydowska witała „wyzwolicieli”, czyli armię radziecką. Liczyli, że pozwoli ona im wyzwolić się od „polskiego pana”. Historia ukraińska też nie jest czarno-biała, że my ok, a oni źli bo dopuścili się zbrodni na Wołyniu. Przez te kilkaset lat trochę im krwi napsuliśmy. Nie wiem kto więcej wiosek spalił – Wiśniowiecki czy Chmielnicki. A getto ławkowe w II Rzeczpospolitej nie powinno się zdarzyć. Ale czy, to oznacza, że dziś powinniśmy nieustannie rozliczać krew, zamiast skupić się na tym co nas dziś łączy ? Nie chcę przez to powiedzieć, że nie powinniśmy o tym pamiętać. Pamiętajmy ale wybaczajmy i prośmy o wybaczenie. Powinniśmy być nie tylko częścią Polski, ale także Unii Europejskiej i całej demokratycznej społeczności świata. Patriotyzm nie wyklucza życzliwości do innych. Patriotyzm nie wyklucza pamięci i zarówno wybaczania. Możemy zastanawiać się także np. nad niektórymi decyzjami UE w stosunku do nas i nie zgadzać się z nimi, ale nie jest rozwiązaniem odwracanie się plecami, dupą do Europy, do cywilizowanego świata. Odwracając się wpadniemy w dół kloacznych Rosji, Syrii, Korei Północnej, czy Erytrei. I to będzie ku***ko mega porażka Polski. Jak przestaniemy o wartościach wolnych ludzi rozmawiać, to zapanuje chaos.

Róże Europy
Gitarzysta Jakub Kujawa / fot. Wojtek Caruk

— Patrząc na teksty piosenek RÓŻ, to pojęcie wolności jest traktowane dosyć szeroko. Z jednej strony mamy typowo wolnościowy „Mamy dla was kamienie”, a z drugiej „Marihuanę”, która mówi o wolności od tzw. „twardych” narkotyków oraz wolności wyboru…

— Dokładnie. Nie jesteśmy narkomanami i nikogo nie namawiamy do zażywania. Ale według nas marihuana jest formą ucieczki od kokainy, szczególnie od heroiny. Pisząc tekst „Marihuany” miałem szczególnie na myśli tą drugą. Także wyniszczającą w nadmiarze wódkę. W latach 80-tych wielu moich znajomych uciekało w kanał i już się z niego nie wygrzebali. Nie mieli możliwości wyciszenia się ziołem. Nasz były muzyk, który mieszka w USA, w Los Angeles, mówił mi: „idę do lekarza jak mam ‘zjazd’ i proszę o receptę. Dostaję, kupuję, idę nad falujący ocean, zażywam i od razu chce mi się żyć”. Nie robi tego ciągle, bo też dostęp do zioła jest ograniczony. Trzeba mieć receptę. A np. w Holandii nie ma ograniczeń. Tam ustawodawca wierzy bezdyskusyjnie w ludzi. W ich odpowiedzialność. Masz szansę wyciszyć się. Sam decydujesz, jak to zrobisz. Państwo traktuję cię, jako współgospodarza kraju, a nie jak ograniczonego decyzyjnie świra. W Holandii nie stwierdzono większej liczby uzależnień niż w Polsce. U nas musisz sobie „wymyślić” nowotwór albo depresję, której nie wyleczyli ci w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy masz szansę pomóc sobie ziołem. A przecież powinno być tak, że to ty jesteś animatorem decyzji na swój temat. Jakie decyzje podejmujesz, tak one będą ciebie weryfikowały w przyszłości. Także w temacie palenia zioła. Podam łatwiejszy w ocenie przykład. Jeśli wypijesz za dużo alkoholu, poza podany limit, to w niektórych krajach przekraczając ów limit, kiedy będziesz jechał autem zgodnie z przepisami, to nie zostaniesz zatrzymany. Dopóty dopóki nie spowodujesz zagrożenia w publicznej przestrzeni. Jeśli stworzysz zagrożenie, spowodujesz wypadek, to wtedy poniesiesz surowe konsekwencje. Jest to proces uczenia obywateli, że to oni decydują i ponoszą odpowiedzialność za swoje decyzje. My należymy do grupy krajów, gdzie państwo jest opresyjne. Państwo traktujące obywateli, jako potencjalnych przestępców. Nie obywateli, a właśnie przestępców. A przestępca zawsze kombinuje – „bo mi się uda”. To dość niestety takie rozumowanie homo sovieticus, jak mawiał o podobnych postawach rodaków ksiądz Tischner. W wielu krajach jest przede wszystkim świadomość nieuchronności kary, wtedy, kiedy jesteś twórcą awarii. Kiedy nic nie popełnisz, to wara systemowi opresyjnemu od twojej przestrzeni. O takiej Polsce marzę. Obywatel – nie potencjalny przestępca.

— Czas zmienić trochę temat. Jesteś osobą sentymentalną?

— Hmmm, na pewno melancholijną. Dużą wagę przywiązuje do znaczników w życiu. Mam bardzo dużo takich, które pamiętam. Złoszczę się nieraz, że ci, którzy byli świadkami tych moich znaczników, teraz ich nie pamiętają. Widocznie dla nich te momenty nie były tak emocjonalne, jak dla mnie. Ja mam znaczniki od czwartego roku życia. Powiedziałbym więc raczej, że jestem romantycznym realistą. Takim sentymentalnym księgowym. Moja mentalność bierze się z tych wszystkich historii, które przeżyłem. Czasami może się komuś wydawać, że mówię o niczym, jednak dla mnie mogą to być rzeczy bardzo istotne. Chyba Freud musiałby mnie „zrecenzować”, żeby dowiedzieć się dlaczego zapamiętałem te rzeczy, a nie inne. A dlaczego o to pytasz?

Róże Europy
Od lewej: gitarzysta Bartek Dębicki i basista Grzegorz Korybalski / fot. Wojtek Caruk

— Pytam o ten sentymentalizm ponieważ mamy teraz wysyp koncertów typu „Winyle Tour”, „Zadzwońcie po milicję” czy „Był kiedyś Jarocin”, w których zresztą RÓŻE biorą udział. Mam wrażenie, że ludzie właśnie coraz bardziej sentymentalnie podchodzą do tamtych czasów i do zespołów, na których się wtedy wychowywali.

To jest związane z tym, że ci ludzie mają właśnie jakieś swoje znaczniki. Na wspomniane przez ciebie koncerty przychodzą ludzie, dla których jest to okazja, żeby się spotkać ze swoją dawną paczką ze szkoły, studiów czy osiedla. Znacznikami dla nich są np. jakieś nasze poszczególne utwory. Nieraz po koncercie przychodziły do mnie panie niewiele młodsze ode mnie i opowiadały, gdzie i w jakich okolicznościach słyszały jakieś moje piosenki. Do dziś pamiętam historię jednej z nich. Opowiedziała, że kiedy na szkolnej dyskotece był grany nasz numer, to jej przyszły mąż poprosił ją do tańca. I chociaż poznali się w liceum, to parą zostali dopiero na studiach. Wzięli ślub, mają dwójkę dzieci. Jej znacznikiem jednak jest nasz utwór, ten usłyszany w liceum, bo to właśnie wtedy on, jej przyszły mąż, pierwszy raz poprosił ją do tańca. Takich historii jest mnóstwo. Myślę, że każdy z zespołów biorących udział w tych koncertach – czy KOBRANOCKA, BIG CYC, CHŁOPCY Z PLACU BRONI, PROLETARYAT, KSU czy SZTYWNY PAL AZJI – mają fanów z podobnymi historiami. Myślę, że połączenie takich zespołów jest dobrym rozwiązaniem. Z ideą wspólnych koncertów typu „Winyle Tour”, czy „Był kiedyś Jarocin” wystąpiła Galicja Productions z Krakowa. Ja wymyśliłem nazwę Winyle, a Janusz Krzeczowski z Galicji „Był Kiedyś Jarocin”. Milicję bodajże Krzysiek Skiba z BIG CYCA. I poleciało (śmiech). Wolałem, żeby ludzie mówili o nas „winyle”, a nie „dinozaury” (śmiech). I nagle zaczęła się na tych biletowanych występach pojawiać masa kibiców rock’n’rolla sprzed lat. Okazało się, że pod sceną znalazła się potężna grupa osób, która z nami dorastała lub miała starsze rodzeństwo. Rodzeństwo, które w domu non stop katowało nasze nagrania. Dlatego nieraz kojarzą nasze piosenki ze swoimi beztroskimi latami dzieciństwa, młodości. Na tych koncertach chcą odnaleźć i przypomnieć sobie ten klimat. W d***e mają nowe utwory, które powstały w tym wieku. Chcą usłyszeć to, co wywoływało w nich emocje, kiedy byli dziećmi, studentami, byli jeszcze przed 30-tką.

Róże Europy
Gitarzysta Bartek Dębicki / fot. Wojtek Caruk

— Trochę ubiegłeś moje kolejne pytanie. Kiedyś Kuba Sienkiewicz powiedział mi coś podobnego, że ludzie nic chcą w przypadku takich zespołów słuchać nowych utworów. Chyba jednak jest jakieś pokolenie młodszych fanów, którzy chętnie by usłyszeli coś nowego?

— Musiałbyś o to zapytać KOBRANOCKĘ i SZTYWNY PAL AZJI. Oni wydali niedawno swoje nowe płyty. Nasza ostatnia, „Zmartwychwstanie”, ukazała się w 2013 roku. Masz rację. Są tacy, którzy chcieliby usłyszeć z niej 2 czy 3 numery. SZTYWNY PAL AZJI robi coś, co kiedyś my zamierzaliśmy zastosować. Na początku grają nowe numery, robią sobie taki support przez znanymi hitami. To jest niezły pomysł. Publika przez pierwsze 20-30 minut słucha tych nowości, bo jest dla ciebie miła i życzliwa pierwszeństwem pierwszych dźwięków. A potem serwujesz przeboje i wszyscy po koncercie mówią, że było zaj***ie. Pytasz: „A jak nowe kawałki?”. Odpowiadają: „Zaj***te” … dlatego, że cały koncert był fajny. Anglicy zrobili kiedyś takie badanie. Jeśli usłyszysz piosenkę 36 razy w przypadkowych sytuacjach, w restauracji czy jadąc autobusem, zaczynasz mówić, że jest to znany utwór. To działa podprogowo. Dziś z nowymi utworami ciężko jest się przedrzeć przez playlisty wielu stacji radiowych. Kuba Sienkiewicz ma rację, chociaż nadal mam nadzieję, że warto próbować.

Róże Europy
Basista Grzegorz Korybalski / fot. Wojtek Caruk

— To dalej drążąc kierunek z poprzedniego pytania… Bo tak sobie myślę i marzę… Czy jest jakaś szansa, że na 10-lecie „Zmartwychwstania” zmartwychwstaniecie z nową płytą?

— (śmiech) O, to ładne! Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym. Faktycznie, to już w przyszłym roku. Myślałem o 40-leciu zespołu, o 30-leciu „Marihuany”, a zapomniałem, że „Zmartwychwstanie” będzie miało 10 lat. Dzięki za podpowiedź. Zupełnie w tych kategoriach nie myślałem. Może ze 3-4 utwory znowu zaczniemy grać na koncertach. Nie wiem, czy na wszystkich. Może na takich bardziej „zasiadanych”, gdzie słuchacz będzie mógł się skupić na przekazie tekstów. Może przygotujemy kilka akustycznych aranżacji. Dzięki za podpowiedź, muszę przemyśleć ten plan.

— Ja już zacząłem się obawiać, że posłuchaliście Nergala, który zaapelował, żeby nie zakładać nowych zespołów, nie nagrywać nowych płyt, bo jest przesyt na rynku…

— Trochę tak, ale wierzę, że jednak zdecydowanie Nergal nie ma racji … Fakt – nie jest łatwo wedrzeć się z nowościami dziś, ale przecież mamy w Polsce mnóstwo nowych podmiotów muzycznych… Żeby powstał album musi się coś wydarzyć. 10 lat temu coś się wydarzyło w RE i powstało „Zmartwychwstanie”. Niby minęła dekada, ale dla mnie jakby to było wczoraj. Dziś czas leci o wiele szybciej, niż wtedy, kiedy miałem nieco mniej lat. Jeśli w moim życiu nastąpi kolejny przełom, to nagramy nową płytę (uśmiech).

Róże Europy
Perkusista Sebastian Górski / fot. Wojtek Caruk

— Jesteś już 40 lat na scenie. Masz za sobą setki, jak nie tysiące wywiadów. Na jakie pytania po tylu latach najmniej chętnie odpowiadasz?

— Dlaczego oddałeś „Jedwab” Stachursky’emu? Już mi się nie chce tego wyjaśniać. To pytanie jest bez sensu w kontekście obowiązującego w Polsce prawa autorskiego. On faktycznie popełnił błąd, bo naruszył integralność oryginału. Integralność to muzyka i tekst. Tak się składa, że jestem kompozytorem tego utworu, jak i autorem tekstu. Każdy wykonawca ma prawo korzystać z utworu objętego ochroną ZAiKSu, ale powinien zrobić cover 1:1 lub uzyskać zgodę kompozytora i autora na zrobienie swojej własnej wersji. Wersja Stachursky’ego narusza lekko warstwę muzyczną „Jedwabiu”. Niby dźwięki są te same, ale aranż narusza pomysł na ten utwór, jaki miał jego autor. Nie robiłem koledze ze sceny problemów z tego tytułu. Empatia i życzliwość dla wyborów innych, nawet jeśli są czasami nie do końca zgodne z faktami. Powiedziałem Jackowi tylko: „Trzeba mi było k***a powiedzieć, a nie ja się z telewizora dowiaduję”. Mogłem zablokować cały nakład płyty Jacka. Ale … czy byłbym wtedy fajniejszy (śmiech). Nie sądzę. Ot i cała historia.

Róże Europy, Piotr Klatt
Piotr Klatt / fot. Wojtek Caruk

— Tak się rozgadaliśmy, że… zastało nas prawie Boże Narodzenie. W takim razie na zakończenie pozostaje tylko życzyć Wesołych Świąt. Bez względu na to, co to dziś znaczy…

— Najlepszego dla wszystkich bez względu na wybory (uśmiech).

Najbliższe koncerty:

24.02. 2023Zabrze, CK Wiatrak (+ KOBRANOCKA, SZTYWNY PAL AZJI)

25.02.2023Pogorzela, M-GOK

18.03.2023 – „Był kiedyś Jarocin” Warszawa, Klub Stodoła (+ PROLETARYAT, SZTYWNY PAL AZJI, GA-GA, CLOSTERKELLER, ZIELONE ŻABKI, KOBRANOCKA, KSU, THE BILL)

Najnowsze

Related articles